Powrót do bloga

Nieoczekiwane momenty. Niespodziewane-zachwyty.

W ostatnich zdaniach niezwykłego filmu „ Everybody street” Joel Meyerowitz, niekwestionowany autorytet fotografii ulicznej mówi: 

„Zrozumienie w jednej tysięcznej sekundy (…) Wielu ludzi, nie wierzy, że Świat może przedstawić się w ten sposób, więc nie widzą,  bo tego nie szukają.”

Wygodne buty, aparat przyklejony do ręki. Wchodzenie w chaos miasta. Poszukiwanie w nim jakiegoś porządku. Chwytanie chwili. Reagowanie na ludzi, światło, architekturę. Nieoczekiwane momenty i niespodziewane zachwyty. Dla wielu Amatorów fotografii zjawisko nazywane od jakiegoś czasu „Street photography” jest głównym polem ich poszukiwań i twórczości.

Fotografia uliczna z angielskiego nazywana streetem to według jednej z definicji wizualny i subiektywny zapis niepozowanych, przypadkowych zdarzeń, mających miejsce w przestrzeni miejskiej.  Co jeszcze można o niej powiedzieć poza definicją prawie jak z Wikipedii?

Fotografie streetowe powstają zazwyczaj gdzieś poza głównym nurtem wydarzeń. Na ulicach, skwerach, skrzyżowaniach wypatrzonych i oswojonych przez fotografa. To oswojenie i przefiltrowanie przez głowę fotografującego skutkuje tym, że ich tematem może być w zasadzie wszystko. Od detali codziennego życia, przez scenki z udziałem przypadkowo napotkanych aż po backstage wielkiej polityki. Co ważne street jest mocno osobistym sposobem na dokumentowanie życia w mieście. Tę cechę podkreśla i jest z niej dumny. Bliżej więc mu do ekspresji niż do chłodnej, często wciśniętej w ramy etyki dziennikarskiej, relacji fotoreportera. Jest kreacją ale taką, która raczej wyczekuje na rzeczywistość. Stara się nie ingerować, nie wpływać na przebieg zdarzeń.

Opisując fotografię humanistyczną, której do dzisiejszego streeta chyba bardzo blisko,  Marian Schmidt mówił, że to poszukiwanie i rejestrowanie „magicznych, poetyckich momentów”. By to uprawiać potrzebna jest „wolna głowa” i „błyskawiczne refleksy” które pozwolą na uchwycenie odpowiednich chwil aparatem.

Street więc to też używanie fotoaparatów i obiektywów. To biegłość w ich obsłudze i ciągłe szkolenie odruchów i czynności. To trening oka, ćwiczenie spostrzegawczości. Dobry wstęp do bardziej sformalizowanej fotografii dokumentalnej.

Z nurtem fotografii ulicznej wiąże się też olbrzymia popularność festiwali, warsztatów, grup i nowopowstających kolektywów. To przestrzenie gdzie można się rozwijać, poznawać nowe aspekty uprawiania fotografii. Podczas takich spotkań łatwo o ciekawe rozmowy i wspólnie,  wzajemne inspiracje.

Street to też moda. Na aktywne i twórcze spędzanie czasu. Na fajne torby, paski, akcesoria, dzięki którym można sprawniej i przyjemniej robić zdjęcia.

Street to aparaty i optyka. Ulubione korpusy i kultowe obiektywy. 35, 28 i pięćdziesiątki. Debaty o wyższości dalmierzy, bezlusterkowców nad lustrzankami. Rozterki czy X-PRO3,  X-T4, czy może X100V.

Street to w końcu spory o definicje. Batalie o to kto streetowcem jest a kto nie. Dyskusje, czy po zdjęcia jechać na drugi koniec świata czy robić je za rogiem swojej ulicy.

Niezależnie od trudności w stworzeniu jednoznacznego opisu i definicji fotografii ulicznej, warto pamiętać o bogactwie postaw jakie za streetem się kryją.  Jest to siłą popularności tego fotograficznego nurtu. Wciąż przyciąga nowe rzesze fotografujących. Dla mnie najważniejszym wydaje się, że street  jest przejawem pasji do fotografii. Zachęca do twórczego spędzania wolnego czasu na mniejszych i większych podróżach. Podczas nich możemy poszukiwać miejsc i chwil, w których życie ukaże nam swoje piękno.

Wspomniany film„ Everybody street” także rozpoczyna Meyerowitz:  „ Niektórzy z fotografów wchodzą w Świat mówiąc: Pokaż mi!

 Święte słowa.  Panie, Panowie aparaty w dłoń!

Format, Pismo Artystyczne” Nr 54 . „Rozmowa z Marianem Schmidtem o fotografii humanistycznej” Lorne Carl Liesenfeld

zdjęcia:

wprowadzające - Gabriele Lopez

zdjęcia pod spodem

1 Partic LaRoque, X-PRO3

2. Marco Campelli, X100V

3. Nick Turpin X100V