Dlaczego Fujifilm GFX 50S II? Jest to aparat, który spełnia wszystkie moje wymagania codziennej eksploatacji, na wszelkich polach jakie mnie interesują. W mojej pracy zazwyczaj wykonuję portrety, zlecenia komercyjne, modowe, jak również projekty autorskie, które pokazuję na wystawach, gdzie wysoka rozdzielczość oraz jakość obrazu są bardzo pożądane. Efektem tych działań są wydruki kolekcjonerskie znajdujące potem miejsce u prywatnych klientów.
Na początku 2022 roku, w związku z moim długofalowym projektem fotograficzno-etnograficznym o ginących plemionach, odbyłem podróż do Sudanu Południowego. Jestem z wykształcenia archeologiem, moje osobiste zainteresowanie człowiekiem i jego kulturą powoduje, że oprócz robienia zdjęć staram się wnikać w życie danego plemienia, oglądać je od „kuchni”. Jest to dla mnie niezmiernie ważne, aby łączyć te dwie rzeczy: obcowanie z lokalnymi kulturami oraz fotografowanie ludzi - portret danej społeczności. Nie była to moja pierwsza wyprawa na Czarny Ląd, wcześniej odwiedzałem Namibię, Republikę Południowej Afryki oraz kraje północnoafrykańskie. Zabierając ze sobą Fujifilm GFX 50S II świadomie zdecydowałem się na sprzęt, który miał nie ograniczać mnie pod żadnym względem.
Aparat miałem w ręku przed wyjazdem, by zapoznać się z klawiszologią, a po wyjeździe zostałem jego fanem i wiem, że jest to coś czego długo szukałem.
Wyjazdy, niezależnie od miejsca, mają to do siebie, że możliwość zabrania mniejszej ilości sprzętu zawsze cieszy, pozwala na mobilność, szybszą reakcję bez niepotrzebnych manipulacji sprzętowych. Było to ważne, mój bagaż i tak przekroczył 70 kg, licząc cały sprzęt zabrany na wyprawę. GFX 50S II jest lekki i poręczny, lżejszy od niektórych topowych lustrzanek czy bezlusterkowców, tyczy się to także optyki, waga obiektywu standardowego 63mm 2.8 to około 400 gramów, co nie jest regułą w świecie lustrzanek i średniego formatu. Robienie portretów w realiach Afryki obarczone jest wieloma wyzwaniami, zaczynając od tego, że najlepsze światło jest tylko w okolicach świtu do godziny mniej więcej 8 rano oraz od późnego popołudnia do wieczora. Dochodzą do tego skrajne upały w okolicach 40 stopni Celsjusza - są to znaczne ograniczenia. Pomijam sporadyczne chmury na niebie, które w Sudanie, poza porą deszczową, z reguły nie występują. Fotografując wcześnie rano i późnym wieczorem z pomocą przyszła mi niesamowicie wydajna stabilizacja obrazu, pozwalająca robić ujęcia z ręki na czasach rzędu 1/8 sekundy, to jest coś! I to bez statywu, to jest prawdziwa wolność. Dla fotografa portrecisty ważne jest złapanie odpowiedniej ostrości na obiekcie. Dzięki wykrywaniu twarzy i oka mogłem skupić się na emocjach, esencji portretu, zapominając o aspektach technicznych. Dodatkowo płytka głębia ostrości średniego formatu wydobyła całą " miąższość" z moich modeli przed obiektywem.
Aby nie zmarnować wszystkich południowych godzin dnia wykorzystałem oświetlenie błyskowe o dużej mocy, które było w stanie przepalić słońce, a w połączeniu z jakością średniego formatu i użyciem tła studyjnego, pozwoliło mi wykonywać portrety w porze „nieafrykańskiej”. W czasie mojej podróży odwiedziłem kilka plemion: Mundari, Jie, Lotuko, Larim, Toposa. Każde z nich ma inną specyfikę, idą za tym inne wyzwania, co do miejsca, stylu ich życia. Wszędzie i niezmiennie obecny jest jednak afrykański kurz i pył, dlatego doceniam uszczelnienia GFX 50S II. Rozpiętość tonalna plików, w połączeniu z symulacjami kliszy Fujifilm, dopełnia dzieła. Mogę powiedzieć, że zwykłe jpgi, wypluwane prosto z puszki, są od razu dobre. Pomimo, że wszystkie zdjęcia robię w RAW, to lubię symulację filmu provia. Jedyna rzecz, do której nie byłem, tak na marginesie, przyzwyczajony to synchronizacja z lampami błyskowymi na 1/125 s, ale można sobie z tym poradzić podpinając przez przejściówkę obiektywy, które posiadają migawkę centralną. GFX 50S II przeszedł test pozytywnie, dla mnie znaczy to tylko jedno - zabieram go na następną wyprawę do Afryki pod koniec 2022 r.
Autor tekstu i zdjęć: Krzysztof Werema