Patelnia, Warszawa, 36 stopni w cieniu…
Był czwartek, samo południe, kiedy wysiadłem z metra na stacji centrum. Wjechawszy schodami na górę, znalazłem się w miejscu zwanym przez Warszawiaków „patelnią”. Wcześniej długo nie mogłem zrozumieć dlaczego akurat „patelnia”. Tamtego południa, wszystko jednak stało się dla mnie jasne już po chwili. Słońce było w zenicie, a z nieba lał się żar piekielny. Kontrasty osiągnęły poziom, którego nie rejestrują nawet najlepsze fotograficzne matryce. Wokół rozgrzany beton, słowem prawdziwe piekło.
Nie lubię stereotypów, wyświechtanych „nadprawd", od razu więc postanowiłem zmierzyć się z tą nieprzyjazną atmosferą i sprawdzić jak to jest fotografować w czasie, kiedy każdy szanujący się fotograf przez „F” nie tyka aparatu zastygając w drzemce nad kieliszkiem chłodnego prosecco. Sięgnąłem po X-Pro2 i założyłem 23-kę. Wybór szkła był oczywisty. Tydzień temu pisałem o standardowym 35 mm (50 mm FF), a skoro obiecałem, że każdego tygodnia poświęcę słowo innemu obiektywowi, tym razem wybrałem, moim zdaniem, drugi w hierarchii najważniejszych tzw. standard reporterski czyli obiektyw lekko szerokokątny.
Na patelni spory ruch. To miejsce gdzie przecina się szlak podróżujących Warszawiaków i niezliczonych przybyszów spoza stolicy. Nie brakuje straganów z oscypkami i rozdających ulotki na popularne kursy obiecujące zostać milionerem w dwa tygodnie. Taki melanż indywiduów wydaje się dla fotografa łatwym celem. Niestety. Niemiłosierny żar powodował, że każdy przemykał szybko, co sił w nogach, by tylko schować się w cieniu.
Ustawiam ISO na 200, przesłoną obracam pomiędzy 2,0 do 2,8. Jest naprawdę gorąco. Na patelni wytrzymuję niecałe 50 minut portretując kilkanaście osób. Z większością rozmawiam, wręczając wizytówki z obietnicą, że wyślę im fotografie w zamian za poświęconą chwilę. Choć mocno zmęczony i odwodniony, po niespełna godzinie, udowadniam sobie, że dla fotografa każda pora jest dobra. Na dziesięciu zapytanych, ośmiu zgadza się bym ich sfotografował. Takiej skuteczności nie powstydziłby się nawet Robert Lewandowski. ;) Pomiędzy portretami robię też inne fotografie sprawdzając możliwości matrycy w moim X-Pro2. Pomimo ekstremalnych kontrastów, pojemność tonalna matrycy robi na mnie duże wrażenie. Trudno w to uwierzyć, ale nie tracę szczegółów zarówno w cieniach jak i w światłach. Nowa matryca rzeczywiście daje radę!
Wracając do bohatera dnia, obiektywu XF 23 mm, którym fotografowałem na patelni. Tym co wyróżnia go pośród pozostałych obiektywów Fujinon, jest jego budowa. Mój zachwyt budzi klasyczny pierścień ustawiania ostrości z naniesioną podziałką odległości. W świecie bezlusterkowców to rozwiązanie unikalne. Obiektyw pozwala bardzo precyzyjnie ustawiać ostrość, co zważywszy na jasność na poziomie F1,4 jest nie do przecenienia. Robiąc portrety na pełnej dziurze zawsze ostrzę manualnie, gwarantując sobie oczekiwaną ostrość. Pomijając doskonałą jakość obrazu XF 23 mm jest zdecydowanie najlepiej wykonanym obok XF16 mm obiektywem ze stajni Fujifilm.
PS. Pośród portretowanych, trzy miłe damy odezwały się prosząc o przesłanie zrobionych na patelni fotografii. Dwie pośród nich podpisały się jako „dziewczyna z tatuażami”. Nie wiem teraz tylko jak je rozróżnić ;)