Wyjazdowe warsztaty z fotografem Pawłem Kosickim to zawsze świetne źródło wiedzy, inspiracji, zabawy. W kwietniu był Berlin. W Berlinie dziesiątki świetnych zdjęć. Dwa z nich dokładnie opisał dla czytelników bloga Fujifilm. Na dobry początek zachodzące słońce.
A więc jak zrobić takie zdjęcie...
Polecamy także blog Pawła.
Narcissus poeticus
Jechałem kolejką S-bahn na wschód Berlina w kierunku dzielnicy Kreuzberg. To bardzo kolorowa część Miasta zamieszkała głównie przez Turków. Było późno i słońce chyliło się już nisko. Pozostała pewnie godzina i kilkanaście minut do końca dnia. To najlepszy czas dla fotografa. Na tym odcinku kolejka jedzie wysokim wiaduktem. Przez tłum podróżnych, na skraju wagonu ujrzałem widok, który mnie absolutnie zachwycił. Cudowne złote słońce muskające srebrne tory, wpadające prosto do wagonu tworzyło wizualny spektakl. Niestety nie jest łatwo nasze wyobrażenie zatrzymać w kadrze.
Wysiadam więc na najbliższej stacji z myślą, by powrócić i jeszcze raz ujrzeć ten widok, tym razem z zamiarem zapisania go wewnątrz mojego aparatu. Czas ucieka. Krętymi tunelami biegnę na drugą stronę peronu i ruszam z powrotem. Jadę chyba z 5 stacji i ponownie po przebiegnięciu schodami w górę i dół jestem po właściwej stronie peronu. Trzy minuty oczekiwania dłużą się niemiłosiernie. W końcu jest. Żółte wagoniki wyłaniają się ze snopu ostrego światła. Mając już doświadczenie biegnę do ostatniego wagonu i wsiadam na sam koniec, by przez okno motorniczego ujrzeć raz jeszcze świat, który niecały kwadrans temu tak bardzo mnie zachwycił. Okno pokryte jest barwną, nieco przyciemnioną folią. Jej różowa dominanta, jak później się okaże, nada mojej fotografii metafizyczny „look”. Mimo że słońce wpada wprost do obiektywu ustawiam ISO na 400. Zawsze lepiej mieć niewielki zapas powtarzam sprawdzona maksymę. Migawka elektroniczna mojego X-Pro2 z jej 1/32000 gwarantuje poprawną ekspozycję nawet przy maksymalnie otwartej przysłonie. Zakładam ulubioną XF 35-tkę [F2 - przypis], przysłonę ustawiam na f2,8 co gwarantuje mi niewielką głębię ostrości i odrobinę poprawi kontrast. Kolejka rusza i wije się wiaduktem wzdłuż tonącej w słońcu barwnej dzielnicy. Próbuję złapać odpowiedni moment, kiedy światło łamie się na krawędziach wiaduktu. Nim zdążę zrobić kilkanaście zdjęć dojeżdżam do stacji Schlesisches Tor, gdzie nastrój ginie w cieniu okalających budynków. Czuję niedosyt i brak pewności, czy mam to na czym mi tak zależało. Wybiegam więc z wagonu i nie sprawdzając zawartości karty postanawiam pojechać raz jeszcze. I znów peron, kilka stacji na zachód by ponownie wsiąść do ostatniego wagonu i wyruszyć na wschód, tropem zachodzącego słońca. Światło powoli gaśnie, ale dopóki istnieje szansa, nie odpuszczam. Jadę wiec drugi raz, potem jeszcze trzeci. W sumie zrobiłem około trzydziestu fotografii i tyleż samo kilometrów. Niewiele trzeba by spełniać marzenia. Zmęczony odczuwam ogromną satysfakcję.
Jak często zdarzało mi się w życiu, kiedy już myślałem, że dzień jest poza mną, że nie zrobię już niczego interesującego... Wracając do domu, na stacji Görlitzer, w ostatnich promieniach słońca, „napotykam fotografię”, którą obdarzyłem uczuciem od pierwszej chwili.
Paweł Kosicki